- Możemy już jechać? - spytał jej ojciec. -Tak, tato - powiedziała, ostatni raz spoglądając w stronę swojego pokoju.
- Nie martw się, przyjedziesz tu z powrotem za dwa miesiące. - Taaa.. To idziemy już?! - wzdrygnęła się na samą myśl o końcu wakacji.
- Oczywiście. Wskakuj do auta, a ja zabiorę twoją walizkę.
Nastolatka wysłuchała polecenia ojca i chwilę potem siedziała już w samochodzie, wkładając słuchawki do uszu.
- Tylko się odwrócę i już włączasz muzykę. - mrukną ojciec. - No, nic. Jedziemy - rzekł przekręcając kluczyki w statyjce.
Dziewczyna wcale nie zwracała uwagi na ojce, gdyż myślami była już w słonecznym Los Angeles.
- Nareszcie wakacje. SAMODZIELNE wakacje. Żadnego gderania rodziców. Choć i tak na co dzień nie było ich w domu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siedząca w samochodzie dziewczyna miała na imię Mary. Była dość wysoką blondynką o niebieskich oczach i jasnej cerze. Miała 19 lat i mieszkała w Polsce, a imię zawdzięczała matce, Amerykance. Jej ojciec był Polakiem. Jako bankowiec pracował całymi dniami, także córka prawie go nie widywała. Matka natomiast, typowa biznesmenka, wciąż jeździła w delegacje, głównie w Stanach. To ona załatwiła córce wakacje i zakwaterowanie w najlepszym hotelu w mieście. Czasami żałowała że nie może wyjechać na dawno zaplanowany wypoczynek z koleżanką, ale jako że nie miała przyjaciółki, tylko koleżanki, żadni rodzice nie chcieli puścić dzieci z praktycznie nieznajomą dziewczyną, tak daleko od domu...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Niedługo potem, byli już na lotnisku. Dziewczyna wyjęła walizkę z bagażnika, zarzuciła torbę na ramię, ucałowała ojca w policzek i ruszyła do samolotu, który czekał gotowy do lotu.
- Trzymaj się, córciu! - krzykną za nią ojciec.
- Tak, tak. Narazie! - odkrzyknęła, całkiem bez emocji. Ojciec nie był jej do końca bliski.
Przed wejściem na pokład dała walizkę na taśmę i bez dłuższego namysłu wsiadła do samolotu i zajęła swoje miejsce.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Po długiej podróży, blondynka wreszcie doleciała na miejsce. Odebrała swój bagaż i udała się w kierunku parkingu dla taksówek. Tak jak się spodziewała, było ich pełno. Wsiadła do pierwszej lepszej, podała kierowcy nazwę ulicy na której znajdował się hotel i ruszyli. Po ok. 40 min byli już na miejscu. Dziewczyna wyszła, zapłaciła kierowcy i udała się do hotelu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Witam panią! W czym mogę służyć? - spytał uprzejmie portier.
- Rezerwacja na nazwisko Watherby - nazwisko też zawdzięczała matce.
- Już się robi. Apartament nr. 48. Płaci pani kartą czy gotówką?
- Kartą.
- Oto pani kluczyki. Potrzebuje pani pomocy bagażowego?
- Nie, nie! Sama dam radę. - uśmiechnęła się do mężczyzny przed ladą.
- Dobrze. W takim razie życzę pani miłego pobytu w naszym hotelu. Jak by co, to śniadania mamy wydawane od 8:00-11:00. - rzekł na odchodne.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziewczyna dotarła do swojego apartamentu.
Wchodziło się do nasłonecznionego salonu gdzie stała sofa i telewizor oraz wieszaki na ubrania i półka na buty. Były też dwie pary drzwi. Jedna do dobrze wyposażonej, nowocześnie urządzonej kuchni. A druga do pokoju. Stało tam łóżko, szafa, dwie komody. Jedna z szufladami, zaś druga z przesuwaną szybką. Służyła za biurko. Na ścianie był także plazmowy telewizor. Mniejszy niż w salonie. I trzecia para drzwi, tym razem w sypialni, która prowadziła do łazienki. Znajdował się tam prysznic, toaleta, umywalka, wieszaki na ręczniki, dość duży kaloryfer i ogromne lustro. Była tam nawet pralka.
- Matka pomyślała o wszystkim - powiedziała w myślach dziewczyna.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jako że dziewczyna leciała wieczorem był ranek. Godzina 13:00.Wzięła prysznic, przebrała się w dżinsowe spodenki, białą koszulkę na ramiączkach a na wierzch nałożyła zwiewną żółtą koszulkę z odsłoniętym jednym rękawem, i postanowiła pójść do banku wypłacić gotówkę, a przy okazji pozwiedzać trochę okolicę.
Założyła żółte trampki, oraz okulary słoneczne na głowę i wyszła. Zamykając drzwi na klucz nie zauważyła stojącego obok niej chłopaka. Dopiero gdy się odwróciła ujrzała długowłosego bruneta.
- Hej, z tego co zdążyłem się zorientować mieszkasz tutaj sama już drugi dzień. - rzekł do niej.
- Nie. Dopiero dzisiaj przyjechałam. - odpowiedziała zdezorientowana.
- Hmm.. Widziałem Cię przy portierni. Myślałem że to było wczoraj.
- Aha. Yyy.. Nie wiem co powiedzieć - zaśmiała się.
- Skoro jesteś sama, może chciałabyś wpaść do mnie na imprezkę. Będą jeszcze cztery osoby, nie licząc mnie. - zaproponował.
- W sumie, jestem tutaj sama więc chętnie przyjdę. - powiedziała. - A będą jakieś dziewczyny?
- To znaczy tak. Będzie czterech chłopaków, w tym ja, i moja siostra.
- Spoko. To się zjawię. A o której mniej więcej? - zapytała
- Teraz jest 15 - powiedział patrząc w telefonie - To, tak za 2 godz, ok?
- Ok. To do zobaczenia.
- No, na razie.
Chłopak wszedł do swojego apartamentu, a Mary wyszła z hotelu do banku. Odpuściła sobie spacer, gdyż chciała wyszykować się na imprezę.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Punkt 17:00 zapukała do drzwi.
- Hej, już jesteś - drzwi otworzył ten sam chłopak. - Wchodź, śmiało. Aleś się wystroiła.
Dziewczyna miała na sobie zwiewną, krótką, fioletową sukieneczkę i fioletowe sandałki. A do tego paznokcie pomalowane na fioletowo z brokatem.
- Hej! - podeszła do nich jakaś dziewczyna - Jestem Rydel. A ty jesteś tą dziewczyną o której opowiadał nam Rocky?
- Tak, jestem Mary. Miło mi poznać. A tak w ogóle to Rocky to ten który stoi obok mnie, tak?- powiedziała uśmiechając się. - Nawet mi się nie przedstawił.
- Wiesz, mój braciszek jest lekko nieogarnięty. - powiedziała zapraszając dziewczynę do salonu. - A oto i reszta towarzystwa. To jest Ross nasz najmłodszy brat. A to, z kolei Riker, najstarszy. A to jest nasz przyjaciel, Rattlif. - przedstawiała wszystkich wskazując ręką. - Tak na prawdę nazywa się Ellington, ale Rattlif to jego ksywa. Ma tak też na nazwisko - powiedziała śmiejąc się.
- Czyli wy jesteście rodzeństwem?! Dużo was - lekko się zdumiała.
- Tak mamy jeszcze jednego brata. Rylanda. Jest najmłodszy, więc z nami nie pojechał - wstał blondyn przedstawiony jako Riker. - Jak już wiesz, jestem Riker. - powiedział wyciągając rękę do dziewczyny.
- Miło mi. Jestem Mary.
- Piękne imię - powiedział, a dziewczyna zarumieniła się.
- Ty czarusiu, może byś odpalił muzę, Rattlif poleci po żarcie i zaczynamy imprezę - zapytał drugi blondyn, przedstawiony jako Ross.
- Ja popieram! - odparł Rocky. - A może, zagramy w butelkę ?
- Wszyscy stwierdzili, że to dobry pomysł.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Gra zakończyła się grubszym zapoznaniem. Rodzeństwo i Rattlif dowiedzieli się że Mary jest bardzo samotna.
- Ale NIGDY nie miałaś przyjaciół?! - niedowierzał Ross.
- Owszem miałam. Były to moje koleżanki z podstawówki. Było nam świetnie, tworzyliśmy zgraną paczkę. Ale w gimnazjum się wszystko zmieniło. Pierwszy roku był zapoznawczy, więc praktycznie nie zawierałam większych znajomości. W drugim roku poświęciłam się nauce. A trzeci to już egzaminy do liceum. Zresztą w nim było tak samo.
Pozostałym było smutno i nie wiedzieli co powiedzieć. Oni nigdy nie byli sami. Zawsze mieli kogoś obok.
- Jesteście moimi jedynymi przyjaciółmi. - powiedziała z załzawionymi oczami - Wiem, że nie powinnam tak mówić, przecież prawie się nie znamy. Ale dla mnie to jest coś wielkiego - już płakała. Rydel objęła ją.
- My będziemy tutaj całe wakacje - powiedziała. - Nie opuścimy Cię.
- A co będzie jak wakacje się skończą? Odjedziecie. - odpowiedziała na własne pytanie.
- My tutaj mieszkamy - powiedział Riker
- To dlaczego jesteście w hotelu. Już nic nie rozumiem- Mary uspokoiła się nie co, na słowa kolegi.
- Chcieliśmy po prostu odpocząć trochę od rodziców. I młodszego - wyjaśnił Ross.
Serio? Wiecie ja może tutaj zamieszkam. Zresztą moich rodziców nie obchodzi to co robię. Będziecie moimi przyjaciółmi? - spytała z nadzieją w głosie.
- Jasne że tak - odrzekł Rocky i uczynili grupowy uścisk.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Trochę długi wyszedł ten rozdział ale nie chciałam rozbijać go na części.
Mam nadzieję że wam się spodoba i będziecie czytać mojego bloga.
~Pozdrawawiam, Marysia
Tytuł - Cytat z piosenki R5 - Crazy 4 U ( troszkę go zmieniłam )
Boski <3
OdpowiedzUsuńZajebisty. ^.^ Mam nadzieję, że szybko dodasz next. <3
OdpowiedzUsuńPS. Jak znajdziesz czas to zapraszam do mnie : http://here-comes-forever-r5-story.blogspot.com/ :)
Superowy czekam na next mam nadzieję że będzie szybko xD :)
OdpowiedzUsuńZapraszam też na mój też dopiero zaczynam :) http://opowiadaniaorossielynchuir5.blogspot.com
Extra jest ten blog i świetnie piszesz, na prawdę. Pisz szybciuteńko nexcik :*** <33 jak znajdziesz czas, zajrzyj proszę też do mnie :* <3333 <3 :http://lovemusicr5.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń